"
Wyspa Gilligana", jeden z najpopularniejszych i najważniejszych sitcomów w historii amerykańskiej telewizji (choć stosunkowo mało znany w Polsce), to familijna opowieść o rozbitkach, którzy próbują przetrwać i nie pozabijać się z powodu różnicy charakterów na bezludnej wyspie. A co gdyby stali się bohaterami kanibalistycznego remake'u?
O takiej sytuacji napisał na swoim Twitterze
James Gunn, reżyser "
Strażników galaktyki" oraz "
Legionu samobójców", wspominając szaloną koncepcję wybitnego scenarzysty
Charliego Kaufmana ("
Adaptacja"). Pod koniec lat 90.
Kaufman próbował sprzedać Warner Bros. tekst, w którym rozbitkowie zostają doprowadzeni do ostateczności: zaczynają się mordować i zjadać. Całość miała być niezwykle ponurą i fatalistyczną czarną komedią.
Reakcja studia była zaskakująca - entuzjastyczni producenci byli gotowi sfinansować realizację. Weto postawił jednak twórca oryginału i właściciel praw,
Sherwood Schwartz. Co ciekawe, ideę scenarzysty chciał przed kilkoma laty wskrzesić sam
Gunn, jednak spadkobiercy Schwatza i ten projekt zablokowali. Do trzech razy sztuka?
A Wy? Chcielibyście zobaczyć "
Wyspę Gilligana" w nieco mroczniejszym wydaniu?