Rainer Werner Fassbinder ekranizuje sztukę własnego autorstwa. Akcja "Gorzkich łez Petry von Kant" w całości rozgrywa się w jednym pomieszczeniu, co tylko uwypukla sceniczny rodowód historii. Nie oznacza to jednak, że Fassbinder celuje w ascezę, co to to nie. Scenografia i kostiumy zahaczają o ekstrawagancję, docierają do granic przestylizowania. Jednocześnie, to co przerysowane, sztuczne, w ujęciu niemieckiego reżysera staje się całkowicie naturalne, wliczając w to egzaltację ukrytą w dialogach, afektację widoczną w aktorstwie. Kameralne i fantasmagoryczne zarazem, oderwane od życia, choć spełnia wszelkie wymogi prawdopodobieństwa - mariaż kina i teatru bliski doskonałości. Ocena o "jeden" w górę ze względu na formę właśnie, bo przyznać muszę, że rozterki głównej postaci pozostawiły mnie obojętnym.